… Bo będzie głodny, zestresowany, a zatem… bezużyteczny. Nie wierzysz? Przedstawię Ci zatem dwie perspektywy.

Pierwsza. Tak zwana matka – Polka.

Dziecko jest na pierwszym miejscu, dziecko musi mieć wszystko najwyższej jakości, na czas i jeszcze szybciej. Zgoda? Zgodzi się ze mną przeważająca większość mamuś (młodych zwłaszcza), tatusiów pewnie nieco mniej, za to babcie to już generalnie wszystkie (wyjątki jedynie potwierdzają regułę). Bo dziecko stoi na pierwszym miejscu. Ok, dla mnie też dziecko jest największym cudem świata, ale wyobraźmy sobie taki obrazek. Dziecko śpi w łóżeczku, a mama właśnie usiadła, żeby coś zjeść. Jest „trochę” zmęczona, bo przedtem prała, gotowała, sprzątała, karmiła, zabawiała, lulała. Szczęśliwie najukochańszego malucha ululała i udało się jej wygospodarować wolne pół godziny na smaczny, i bardzo zasłużony, obiad.  Zaczyna więc mama spożywać ten gorący posiłek, aż tu z łóżeczka rozlega się wrzask… I co w tym momencie robi mama? Oczywiście. Rzuca  widelec i pędzi do dziecka. Bo ono płacze i wymaga (!) natychmiastowej reakcji.  Przewinięcia, nakarmienia, przytulenia, zabawienia…  A że matczyny obiad stygnie? Trudno, zje później, może zdąży odgrzać, a jak nie, to na zimno ten kotlet też będzie dobry. Hmm… 

Perspektywa druga. Wsiadasz do samolotu.

Po początkowym rozgardiaszu, szukaniu swoich miejsc, lokowaniu bagaży podręcznych w skrytkach nad siedzeniami, wreszcie wszystko się uspokaja. Stewardesy pomagają zapiąć pasy, a zanim jeszcze samolot zacznie kołować na pas startowy, jedna z nich staje między fotelami i przekazuje słowami i gestami instrukcje, co zrobić, jak się zachować w razie awarii. Jednym z punktów jest informacja, komu w razie potrzeby należy jako pierwszemu  założyć maskę tlenową, jeśli podróżujemy z małym dzieckiem. No komu? Dziecku, przecież ono samo nie da rady, jest słabiutkie, kruchutkie… Stop! Wróć! Nieprawda. Najpierw należy założyć maskę sobie. Bo musisz zabezpieczyć siebie, żeby móc zabezpieczyć dziecko. Jeśli tobie się coś stanie, to dziecko sobie samo nie poradzi właśnie dlatego, że nie umie, jest słabiutkie, kruchutkie… Hmm…  

No dobrze, zapytasz, ale dlaczego piszę o dzieciach, rodzicach? Miało być o liderze. A czy rodzic nie jest liderem dla swojego dziecka? Oczywiście, że jest. Każdy jest liderem, jeśli przewodzi bodaj jednej osobie zawodowo lub prywatnie. A rodzicielskie perspektywy, umiejętności, jakich nabywa każda matka, opiekując się swoim skarbem, są fantastycznymi umiejętnościami (szybkość działania, trafność w podejmowaniu decyzji, zorganizowanie, zadaniowość, troskliwość, empatia itp. – brzmi dobrze? no pewnie), które przydadzą się każdemu liderowi w każdej sytuacji, tak prywatnej, jak zawodowej. 

Jeśli jesteś liderem, musisz się troszczyć o ludzi, którymi kierujesz. Nie możesz jednak zapominać o sobie, bo ileż można działać na głodniaka? Wiecznie głodna i zabiegana matka w pewnym momencie poczuje, że ma dość i że zacznie nienawidzić swojego dziecka, swojego życia, siebie. Depresja na horyzoncie. Nieprawda? Prawda. Tylko mało która głośno się do tego przyzna, nawet przed samą sobą. 

A teraz wyobraź sobie taką sytuację. Wracasz z pracy, lecz głowę masz ciągle zajętą służbowymi sprawami. Zamiast zjeść obiad, wyciszyć się, odpocząć, zregenerować siły fizyczne i psychiczne, Ty siadasz do komputera i analizujesz umowę z nowym kontrahentem, sprawdzasz raporty, odpowiadasz na maile. Bo w biurze tyle się działo, że nie zdążyłeś, a przecież trzeba natychmiast…  Czy rzeczywiście trzeba natychmiast? Na wszystkie maile? Jak sądzisz, ilu respondentów zareaguje od razu na mail wysłany już po godzinach pracy? Śmiem twierdzić, że mądry lider zajrzy do swojej poczty dopiero następnego dnia rano, bo wie, że wieczór jest dla niego i jego rodziny. Bo ten posiłek i odpoczynek jest ważny nie tylko dla niego, ale  także dla wszystkich, których ma pod swoimi skrzydłami. Dlaczego? Pomyśl.

Zamiast odpoczywać, Ty w domu nadal pracujesz. Nawet jeśli wydaje Ci się, że to nic wielkiego, tylko przeczytanie umowy, tylko odpisanie na maile. Ty czytasz, a obiad stygnie… Ty piszesz, a Twoje serce coraz szybciej dochodzi do wniosku, że ma tego dość. I może przyjść dzień, gdy się zbuntuje. Co się wydarzy w firmie, gdy padniesz? Czy zespół przetrwa? Czy ludzie sobie poradzą? Przecież ich wyniki, ich kariery zależą od Twojego przywództwa. A co stanie się z Twoją rodziną, gdy Ciebie zabraknie? Dobry lider, to lider silny. Nie może być wiecznie głodny, a to oznacza, że nie może zaspokajać potrzeb innych, zespołu czy dziecka, swoim kosztem. Bo mu się baterie wyczerpią i podopieczni zostaną na lodzie.

Ewelina

Facebook Linkedin